autor Edukator data 2016-11-24
Wybrałam się z trzema chłopcami
z klasy czwartej do lasu. Naszym celem było zaplanowanie dwugodzinnego rajdu
dla pozostałych uczniów z klasy. Nie byłam ograniczona żadnymi zapisami w
programie, jednak odezwała się we mnie leśna dusza. Postanowiłam, wędrując
przez las, przybliżyć pracę leśnika. Jednak nic z tego nie wyszło. Akurat w
lesie sąsiadującym ze szkołą nic się nie działo. Żeby chociaż stos drewna,
drzewa wyznaczone do wycinki … NIC!!! Żadnej linii oddziałowej, słupków …
NIC!!! Żadnej budki lęgowej, paśnika … NIC!!!
Chłopcy wyznaczali kierunki,
liczyli kroki, zachęcałam ich do śledzenia mapy … wymyślali zadania. Wszystko
ich interesowało – miejsca buchtowania dzików, powalone drzewo, bezkręgowce,
odgłosy ptaków … Przez moment wydawało nam się, że widzimy dzika, jednak był to
duży pies (najadłam się strachu). Do tematu – praca leśnika – postanowiłam
wrócić, gdy dojdziemy do linii oddziałowej , wędrując którą powinniśmy dojść do
słupka oddziałowego. Jednak gdy doszliśmy, kierując się mapą, do miejsca, gdzie
powinna być linia oddziałowa, jej nie było. Pewnie zarosła. Nie zaryzykowałam
więc dalszej wędrówki, tym bardziej, że nadeszła pora powrotu do szkoły na
matematykę (chłopcy mieli pisać sprawdzian). Postanowiłam więc nawiązać kontakt
z miejscowym leśniczym, może uda się z nim umówić w tym miejscu i wspólnie
powędrujemy do słupka oddziałowego. Myślę, że dla chłopców będzie to dodatkowa
atrakcja i okazja do porozmawiania o jego pracy.
Dlaczego o tym piszę? Zazwyczaj wyprawy
do lasu mają wyraźnie sprecyzowany cel edukacyjny. A jeżeli nie, to uczniowie
oddani w ręce leśnika, najczęściej dowiedzą się o tym, co on robi w lesie. A ja
zrobiłam inaczej. Po pierwszych pięciu minutach odpuściłam; zaczęłam chłopców
obserwować i spojrzałam na las ich oczami. Tydzień wcześniej jeden z nich
stwierdził, że woli rajd w mieście, bo w lesie czuje się niepewnie. I na to
położyłam nacisk. Często odwoływałam się do mapy. A mapę miałam super.
Wydrukowałam ze strony: Bank Danych o Lasach
http://www.bdl.lasy.gov.pl/portal/
Mieliśmy także kompasy,
robiliśmy notatki. Nie przeszliśmy całej trasy; okazało się, że 2 godziny to
zbyt mało. Nie popędzałam chłopców, gdy po 30 minutach postanowili zjeść drugie
śniadanie, zgodziłam się. Rozsiedli się na powalonym drzewie i byli szczęśliwi.
Za tydzień będziemy kontynuować.
Życzę wszystkim
leśnikom-edukatorom wrzucenie od czasu do czasu na luz. Wsłuchanie się w
potrzeby dzieci, które wyrwały się ze szkoły, jest fascynujące. Oni chcą
przygody! Rozumiem, że nie zawsze jest to możliwe, najczęściej nauczyciel
uzgadnia z leśnikiem cel spotkania. Jest mało prawdopodobne, że dana klasa
ponownie przyjedzie do lasu – program jest napięty (od września zrozumiałam jak
bardzo). Uczniowie, którzy byli ze mną w lesie to szczęściarze – mają w
tygodniu dwie dodatkowe godziny przyrody.
Hanka
edukator@erys.pl
|